30.11.2014

"NEW IN" W SZAFIE PRZYSZŁEJ GWIAZDY PIŁKI NOŻNEJ

Cześć wszystkim!


Dzisiaj post z przymrużeniem oka, do którego skłoniła mnie odebrana kilka dni temu paczka. Pamiętam, kiedy zaczynałam przygodę z pierwszym autorskim blogiem, byłam zakochana po uszy w blogach modowych a dziewczyny je prowadzące, wschodzące gwiazdy, które dzisiaj nieźle na tym zarabiają, uważałam niemalże za boginie. Zachwycałam się każdym postem, zwłaszcza tymi typu "new-in" i zazdrościłam tych nowiutkich ciuchów, butów czy kosmetyków. Ah, jakże ja okropnie chciałam być blogerką modową! Jakże ja okropnie chciałam pokazywać światu swoje chociażby lumpeksowe zdobycze! Dzisiaj zdecydowanie mi przeszło, aczkolwiek wracam do tych blogów z sentymentem i - gdybym tylko sama na modzie w jakimś stopniu się znała - chętnie bym się w taką blogerkę modową pobawiła. Zamiłowanie do grzebania w tekstyliach odziedziczyłam po babci - krawcowej i ta miłość do mody, miłość do ubrań zawsze gdzieś we mnie będzie.


Dlatego, gdy odebrałam przesyłkę, którą zamówiła moja połówka - swoją drogą zapalony kibic klubu AFC Ajax, co wyjaśnia motyw pojawiający się na ubrankach - postanowiłam z mojego nienarodzonego jeszcze synka zrobić małego fashionistę i jako jego przyszła stylistka, dumnie prezentuję Wam nasze pierwsze "NEW IN"!








Nie traktujcie tego postu zbyt poważnie, moi drodzy, swojego syna w modę mieszać nie będę. Prędzej będzie miał styczność z piłką, o ile będzie miał na to ochotę (co u boku takiego taty jest raczej nieuniknione).

Nie mogę się już doczekać, kiedy uwiecznię ich pierwszy wspólnie obejrzany mecz!


27.11.2014

MÓJ NOTEBLOG

UWAGA! Adres bloga został zmieniony.

Witam Was bardzo serdecznie.

Odkąd tylko zaczęłam planować założenie nowego (obecnego) bloga, wiedziałam, że tym razem nie obejdę się bez notesu, w którym mogłabym zapisywać pomysły na posty oraz całe ich fragmenty. Taka już jestem - nawet zwykłe zakupy w supermarkecie poprzedzam sporządzeniem obszernej listy i gdy zapomnę zabrać jej ze sobą - czuję się wręcz nieswojo. W związku z tym na długo przed pojawieniem się pierwszego postu zakupiłam zeszyt i zaczęłam go skrzętnie personalizować.

Na okładce pierwszy pojawił się biały napis NOTEBLOG, będący swoistą grą dwóch angielskich słówek - "notebook" (zeszyt) oraz "blog" (tutaj bez niespodzianek).


Jako, że dbałość o szczegóły jest dla mnie sprawą piorytetową, wewnętrzna strona okładki ozdobiona została kwiecistym motywem - czyli takim, jaki lubię najbardziej. Szczerze powiedziawszy, poza walorem estetycznym nie spełnia żadnych innych funkcji.


Dalej jest pierwsza strona - strona niezbyt skomplikowana, na której widnieje adres bloga oraz ulubione zdjęcie z moją drugą połówką. Zdjęcie to za każdym razem, gdy otwieram zeszyt przypomina mi, że mam kogoś, dla kogo warto robić to, co się kocha i kogoś, kto zawsze będzie mnie w tym wspierał.




Na dalszych stronach są już jedynie fragmenty opublikowanych wpisów oraz pomysły na posty (ze wszelkimi wskazówkami), których Wam zdradzić nie mogę - jak to mówią, wszystko w swoim czasie!


Cóż. Nie powiem, że nie da się blogować bez takiego zeszytu, gdyż z autopsji wiem, że się da. On najzwyczajniej w świecie znacznie ułatwia robotę! A starannie, systematycznie prowadzony jest w stanie rozbudzić kreatywność i zalać autora masą świeżych pomysłów. Poza tym warto zawsze mieć go pod ręką, bo dobry pomysł to taka wredna karykatura, która wali nas w łeb niespodziewanie i ucieka, zanim zdążymy się obejrzeć.


KTOŚ Z WAS POSIADA TAKI "NOTEBLOG"?

23.11.2014

UBRANA JAK IDIOTKA

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie.


Przypomniała mi się dziś pewna anegdota, która miała miejsce dawno, bardzo dawno temu, kiedy spotykałam się z pewnym chłopakiem - około czterech lat temu. Byłam na etapie eksperymentowania z własnym wizerunkiem i czasem, tak dla rozrywki, ubierałam się w naprawdę pozytywnie zwariowane stroje. Tak się złożyło, że któregoś dnia zdjęcie jednego z takich "outfitów" umieściłam na popularnym wtedy portalu społecznościowym nasza-klasa. Pamiętam, że ubrana byłam w czarną, gładką bluzkę, równie czarne szpilki, kwiecistą, bardzo kolorową spódnicę do kostek i parę ulubionych błyskotek. Styl absolutnie nie mój, ale samo dobieranie do siebie tych wszystkich elementów sprawiło mi masę frajdy. Niestety jak się później okazało, któryś z kolegów chłopaka o którym wspomniałam na początku, powiedział niby "Boże, co to za kretynka, jak ona się w ogóle ubiera! Jak idiotka!". I powiedział to koleś, który pewnie do dziś ubiera się jak tysiące innych kolesi, w szare, ciut przyduże spodnie dresowe, adidasy i wielką bluzę z jakimś niby-chwytliwym napisem. Co z tego, że nie zdążył mnie nawet poznać? Swoją drogą żałuję, że nie mam już tych zdjęć. Sama pośmiałabym się z tej idiotki.

I tutaj nasuwają się dwa, równie idiotyczne pytania: Jak ubierają się idioci? Czy idiotę można rozpoznać po stroju?