17.02.2015

LUMPEKSOWA SZKOŁA PRZETRWANIA

Lumpeksy to prawdziwa skrzynia skarbów blogerek modowych, fotografów, krawcowych i całej masy dziewczyn, które kochają bawić się modą. Już za kilkanaście złotych można skompletować niebanalny outfit, który przyciągnie wzrok nie tylko płci przeciwnej!

Jak sprawić by wizyta w lumpeksie w dzień dostawy była owocna, jak szukać i czego unikać, by zakupy te, mimo włożonego wysiłku, należały do przyjemnych? To proste - paradoksalnie.

Po pierwsze - znajdź czas i bądź "w nastroju". Im większy lumpeks masz na oku, tym więcej czasu potrzebujesz. Nastaw się na to. Niestety bardzo rzadko zdarza się, że znajdziesz coś ciekawego mając jedynie kwadrans, nerwowo patrząc na zegarek.

Po drugie - przygotuj się. Wybierając się do sh dobrze jest znać swoją rozmiarówkę i na wszelki wypadek mieć ze sobą centymetr krawiecki. Dzięki temu zaoszczędzisz czas, biorąc do przymierzalni ciuchy wyłącznie w Twoim rozmiarze. Również wygodna torba lub plecak wydają się być nieocenione!

Po trzecie - wybierz mniejsze zło. Nie rzucaj się od razu na wielkie lumpeksowe hale, bo w ferworze zakupów - całego grzebania, przewracania, przymierzania - zgubisz się wśród wieszaków i nie znajdziesz niczego ciekawego, co skutecznie zniechęci Cię do dalszych poszukiwań.

Po czwarte - jeśli trzeba, poczekaj. Masa nowiutkich, świeżutkich rzeczy, jeszcze z metkami po 100 zł/kg kusi, ale lepiej odczekać kilka godzin po otwarciu, niż pchać się na złamanie karku między wredne, moherowe babcie, narażając się przy okazji na siniaki, skaleczenia i utratę zębów. Te z pozoru słabiutkie starsze panie z laseczką u boku, to prawdziwe lumpeksowe weteranki, gotowe dla jednej spranej, podartej koszulki zakłapać Cię na śmierć swoją sztuczną szczęką. Wejdź do sklepu, gdy zrobi się w nim trochę luźniej - będziesz się czuć bardziej komfortowo.

I po piąte - kupuj z głową. Sięgasz po za dużą, poplamioną Bóg wie czym koszulkę, w nadziei, że "plama się spierze" i "skurczy się w praniu"? Nic bardziej mylnego. Jeśli plama miałaby się sprać - podejrzewam, że już by jej tam nie było. Zauważ też, że ciuchy te (pomijając ciuchy z metkami) mają za sobą jakąś przeszłość i łatwo po nich poznać jak zachowują się w praniu. Jeśli czas Ci na to pozwala - przymierz wszystkie ciuchy w Twoim rozmiarze, które zamierzasz kupić - chyba że kupujesz dziurawy golf, by wycierać kocie fekalia z parkietu - to zupełnie inna sprawa. Dzięki temu unikniesz rozczarowania i zachowasz kilka złotych "w suchym".

I ciesz się z każdej zdobyczy! Dzięki nim budujesz swój własny, indywidualny styl!


11.02.2015

O ODKŁADANIU WSZYSTKIEGO NA PÓŹNIEJ OKIEM MARTY Z BLOGA "ŚWIAT Z PERSPEKTYWY BRUNETKI"

O dzisiejszy post zadbała i naskrobała dla Was sympatyczna Marta z bloga Świat z perspektywy brunetki. Przeczytajcie koniecznie!


Godzina 7.00, moich uszu dobiega niezidentyfikowany dźwięk, w którym parę chwil później rozpoznaję sygnał budzika. Półprzytomna znajduję swój telefon i ustawiam pół godziny drzemki. Pół godziny jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło a ja nie mam żadnych pilnych obowiązków. Poza tym sen to zdrowie.

Gdy w końcu udaje mi się wstać i odrobinę dojść do siebie spoglądam na listę rzeczy do zrobienia, którą przygotowałam na dzisiejszy dzień:

- podlać kwiaty
- uzupełnić notatki z zajęć
- odpisać na zaległe wiadomości na Facebooku
- zrobić zakupy
- napisać coś na bloga
- umówić się na wizytę u stomatologa.

Lista rzeczy do zrobienia to bardzo przydatna rzecz. Pozwala zorganizować czas tak, że człowiek nie łazi bezmyślnie po domu i nie zastanawia się, od czego by tu zacząć. Tylko co z tego, skoro połowa zadań na mojej liście miała być zrobiona “na wczoraj” a ja wciąż je przepisuję z jednego dnia na drugi? Postanawiam, że dzisiaj będzie inaczej i że zrobię wszystko, co sobie zaplanowałam.

Zaczynam od najprzyjemniejszej rzeczy: loguję się na fejsa i odpisuję znajomym, którzy pofatygowali się, żeby zapytać co u mnie słychać. Nie popełnię kolejny raz błędu z przeszłości, kiedy to wysyłałam w lutym podziękowania za życzenia noworoczne. I tym razem Facebook zabiera mi więcej czasu niż bym chciała. Ponownie spoglądam na listę, dalsze zadania nie wyglądają już tak zachęcająco...

Mimo wiatru i mrozu decyduję się iść na zakupy - lodówka i tak świeci pustkami, więc zakupy to warunek konieczny, abym nie umarła z głodu. Gdy wreszcie wracam zziębnięta, delektuję się gorącą herbatą i zastanawiam co dalej. Może telefon do stomatologa? E, nie. Zadzwonię jutro, nie ma pośpiechu, przecież zęby mnie nie bolą, a wizyta u dentysty to coś, czego chciałabym unikać najdłużej jak się da. Postanawiam napisać coś na bloga. Z racji, że dawno nie pisałam jakiegokolwiek tekstu, idzie mi to opornie. W dodatku z biurka uśmiecha się do mnie nowiutki trzytomowy egzemplarz “Władcy Pierścieni”, który dostałam na święta. Nie mogę oprzeć się pokusie, zostawiam pracę nad nowym postem w połowie i zatapiam się w dziejach Śródziemia.

Notatki pożyczone od koleżanki leżą gdzieś pod biurkiem zakurzone i zapomniane, kwiaty błagają o kroplę wody, a tekst na bloga? No cóż, czytelnicy znowu będą musieli poczekać...

Kolejny raz połowę niezrobionych rzeczy odkładam na następny dzień. Naprawdę staram się walczyć z własnym lenistwem, ale przecież “robota nie zając...” a odkładania wszystkiego na później bardzo ciężko jest się oduczyć z dnia na dzień.

Pozdrawiam, Marta z bloga Świat z perspektywy brunetki


Tekst Ci się spodobał? Zajrzyj do Marty i zostań z nią na dłużej!
Kliknij TUTAJ.