19.12.2014

PANIE, NIE MASZ PAN PAPIEROSKA?

No cześć, moi kochani.

Postanowiłam dziś wpaść do Was z kolejną anegdotą, która dość mocno utknęła mi w pamięci.

W zeszłym roku wraz z moją drugą połówką wybraliśmy się na okres świąteczny do Polski. Byliśmy dość częstymi gośćmi w Chełmnie, więc nie obyło się oczywiście bez bliskiego spotkania z tamtejszą burżuazją na najpopularniejszym chełmińskim "deptaku", ul. Grudziądzkiej.

Gdy tak stałam z moją namiętnie palącą papierosa połówką, czekając na siostrę, napatoczyła się na nas dwójka bardzo miłych panów, silnie pachnących perfumami a'la buzun. Jeden z nich zaczął znajomą wszystkim gadkę "Panie, nie masz pan papieroska?". Mój facet robiąc duże oczy, wypuścił dym z ust i zapytał grzecznie "Sorry?". Władca deptaka automatycznie zrobił krok w tył, wybełkotał, machając rękami "Ojoj, to chyba inglisz. Jak inglisz to nie, nie.", po czym oddalił się czym prędzej wraz ze swoim towarzyszem, odwracając się jeszcze kilka razy w naszą stronę i unosząc niepewnie dłoń. I mimo że nie jest to opowieść rodem z komedii czy kabaretu, chyba nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy tego pana - pod miłym Bogiem, jakby zobaczył - CO JA MÓWIĘ! - jakby USŁYSZAŁ kosmitę!

Także uczmy się języków, kochani! Albowiem nigdy nie wiadomo, kogo przyjdzie nam zapytać na ulicy o papierocha! 


A NASZA (JESZCZE) DWÓJKA ŻYCZY WAM WSPANIAŁYCH ŚWIĄT, DUŻO CIEPŁA I MIŁOŚCI!  


30.11.2014

"NEW IN" W SZAFIE PRZYSZŁEJ GWIAZDY PIŁKI NOŻNEJ

Cześć wszystkim!


Dzisiaj post z przymrużeniem oka, do którego skłoniła mnie odebrana kilka dni temu paczka. Pamiętam, kiedy zaczynałam przygodę z pierwszym autorskim blogiem, byłam zakochana po uszy w blogach modowych a dziewczyny je prowadzące, wschodzące gwiazdy, które dzisiaj nieźle na tym zarabiają, uważałam niemalże za boginie. Zachwycałam się każdym postem, zwłaszcza tymi typu "new-in" i zazdrościłam tych nowiutkich ciuchów, butów czy kosmetyków. Ah, jakże ja okropnie chciałam być blogerką modową! Jakże ja okropnie chciałam pokazywać światu swoje chociażby lumpeksowe zdobycze! Dzisiaj zdecydowanie mi przeszło, aczkolwiek wracam do tych blogów z sentymentem i - gdybym tylko sama na modzie w jakimś stopniu się znała - chętnie bym się w taką blogerkę modową pobawiła. Zamiłowanie do grzebania w tekstyliach odziedziczyłam po babci - krawcowej i ta miłość do mody, miłość do ubrań zawsze gdzieś we mnie będzie.


Dlatego, gdy odebrałam przesyłkę, którą zamówiła moja połówka - swoją drogą zapalony kibic klubu AFC Ajax, co wyjaśnia motyw pojawiający się na ubrankach - postanowiłam z mojego nienarodzonego jeszcze synka zrobić małego fashionistę i jako jego przyszła stylistka, dumnie prezentuję Wam nasze pierwsze "NEW IN"!








Nie traktujcie tego postu zbyt poważnie, moi drodzy, swojego syna w modę mieszać nie będę. Prędzej będzie miał styczność z piłką, o ile będzie miał na to ochotę (co u boku takiego taty jest raczej nieuniknione).

Nie mogę się już doczekać, kiedy uwiecznię ich pierwszy wspólnie obejrzany mecz!


27.11.2014

MÓJ NOTEBLOG

UWAGA! Adres bloga został zmieniony.

Witam Was bardzo serdecznie.

Odkąd tylko zaczęłam planować założenie nowego (obecnego) bloga, wiedziałam, że tym razem nie obejdę się bez notesu, w którym mogłabym zapisywać pomysły na posty oraz całe ich fragmenty. Taka już jestem - nawet zwykłe zakupy w supermarkecie poprzedzam sporządzeniem obszernej listy i gdy zapomnę zabrać jej ze sobą - czuję się wręcz nieswojo. W związku z tym na długo przed pojawieniem się pierwszego postu zakupiłam zeszyt i zaczęłam go skrzętnie personalizować.

Na okładce pierwszy pojawił się biały napis NOTEBLOG, będący swoistą grą dwóch angielskich słówek - "notebook" (zeszyt) oraz "blog" (tutaj bez niespodzianek).


Jako, że dbałość o szczegóły jest dla mnie sprawą piorytetową, wewnętrzna strona okładki ozdobiona została kwiecistym motywem - czyli takim, jaki lubię najbardziej. Szczerze powiedziawszy, poza walorem estetycznym nie spełnia żadnych innych funkcji.


Dalej jest pierwsza strona - strona niezbyt skomplikowana, na której widnieje adres bloga oraz ulubione zdjęcie z moją drugą połówką. Zdjęcie to za każdym razem, gdy otwieram zeszyt przypomina mi, że mam kogoś, dla kogo warto robić to, co się kocha i kogoś, kto zawsze będzie mnie w tym wspierał.




Na dalszych stronach są już jedynie fragmenty opublikowanych wpisów oraz pomysły na posty (ze wszelkimi wskazówkami), których Wam zdradzić nie mogę - jak to mówią, wszystko w swoim czasie!


Cóż. Nie powiem, że nie da się blogować bez takiego zeszytu, gdyż z autopsji wiem, że się da. On najzwyczajniej w świecie znacznie ułatwia robotę! A starannie, systematycznie prowadzony jest w stanie rozbudzić kreatywność i zalać autora masą świeżych pomysłów. Poza tym warto zawsze mieć go pod ręką, bo dobry pomysł to taka wredna karykatura, która wali nas w łeb niespodziewanie i ucieka, zanim zdążymy się obejrzeć.


KTOŚ Z WAS POSIADA TAKI "NOTEBLOG"?

23.11.2014

UBRANA JAK IDIOTKA

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie.


Przypomniała mi się dziś pewna anegdota, która miała miejsce dawno, bardzo dawno temu, kiedy spotykałam się z pewnym chłopakiem - około czterech lat temu. Byłam na etapie eksperymentowania z własnym wizerunkiem i czasem, tak dla rozrywki, ubierałam się w naprawdę pozytywnie zwariowane stroje. Tak się złożyło, że któregoś dnia zdjęcie jednego z takich "outfitów" umieściłam na popularnym wtedy portalu społecznościowym nasza-klasa. Pamiętam, że ubrana byłam w czarną, gładką bluzkę, równie czarne szpilki, kwiecistą, bardzo kolorową spódnicę do kostek i parę ulubionych błyskotek. Styl absolutnie nie mój, ale samo dobieranie do siebie tych wszystkich elementów sprawiło mi masę frajdy. Niestety jak się później okazało, któryś z kolegów chłopaka o którym wspomniałam na początku, powiedział niby "Boże, co to za kretynka, jak ona się w ogóle ubiera! Jak idiotka!". I powiedział to koleś, który pewnie do dziś ubiera się jak tysiące innych kolesi, w szare, ciut przyduże spodnie dresowe, adidasy i wielką bluzę z jakimś niby-chwytliwym napisem. Co z tego, że nie zdążył mnie nawet poznać? Swoją drogą żałuję, że nie mam już tych zdjęć. Sama pośmiałabym się z tej idiotki.

I tutaj nasuwają się dwa, równie idiotyczne pytania: Jak ubierają się idioci? Czy idiotę można rozpoznać po stroju?

25.10.2014

JAK SIĘ "WYBIĆ" NA BLOGU?

Zacznijmy, jak to mówią, z grubej rury. Z racji tego, że w blogosferze poruszam się już ponad trzy lata, w kwestii blogowania nabyłam już pewne doświadczenie. Intensywnie obserwuję to środowisko, analizuję zachowania innych blogerek i wyciągam wnioski. Niżej przedstawię Wam parę sztuczek / zabiegów, które mogą (ale nie muszą!) pomóc Wam w rozwoju Waszych blogów. Mimo że nie jestem jakąś ekspertką ds. launchingu, nie jestem rozpoznawalna, nie mam tłumów fanów, chciałabym Wam tym krótkim poradnikiem delikatnie przybliżyć odpowiedź na często zadawane pytanie "Jak się wybić na blogu?".

JESTEŚCIE GOTOWI?

Prowadzisz bloga już parę miesięcy, wylewasz siódme poty, by posty przyciągnęły jak największą liczbę obserwatorów, a mimo to na Twoim blogu świeci pustkami? Dobrze trafiłaś, to poradnik dla Ciebie.


1. Zacznijmy od tematyki Twojego bloga. Czy piszesz o czymś, co lubisz? Czy masz szersze pojęcie o kwestiach, jakie poruszasz na swoim blogu? Nie oszukujmy się, pisanie postów w stylu "Jadłam dziś kanapkę z serem." na dłuższą metę nie jest dobre, a zaśmiecanie bloga tego typu tekstami jest wręcz posunięciem samobójczym. Pisz o czymś, co Cię kręci. Kochasz piłkę nożną, ale trendy jest prowadzenie bloga o modzie? Olej to! Pisząc o czymś, o czym nie masz pojęcia, ba! - pisząc o czymś, czego tak naprawdę nawet nie lubisz jest stratą czasu! Czasu Twojego jak i Twoich czytelników.

2. Ok, tematykę mamy już wybraną, dobrze się w niej czujemy i mamy sporo do powiedzenia. W takim razie zajmiemy się wyglądem. Ładny, ułożony szablon to pierwsze, z czym styka się Twój potencjalny obserwator. Zadbaj o pozytywne pierwsze wrażenie. Tło nie może bić po oczach niczym kijem bejsbolowym, oślepiając wszystko i wszystkich. Kolor - owszem, ale delikatny i stonowany. Pamiętaj też o czcionce, ładna i przejrzysta zachęca do czytania, a co za tym często idzie - obserwowania!

3. Temat jest, szablon też - aż rozpiera Cię energia, żeby pisać, pisać, pisać...! Ale ostrożnie. Pierwszy post to Twoja wizytówka. Napisz w nim coś o sobie, w krótkich zdaniach zawrzyj o czym będziesz pisać i (optymalnie) jak często. Mile widziane Twoje ładne, jasne, przejrzyste zdjęcie, z zachęcającym, szczerym uśmiechem. To trafia.

4. Pierwszy post za Tobą, paru osobom się spodobał, masz ochotę na więcej - wspaniale, w tym tkwi blogowa potęga. Ale też pułapka. Chcąc jak najszybciej nazbierać jak największą ilość postów, zaczynasz... Pisać bzdury. Tutaj często pojawia się motyw wspomnianej już kanapki z serem. Ok, wszyscy cieszą się, że lubisz się otworzyć, ale naprawdę nikogo to nie wzrusza. Nikogo. Nie masz o czym pisać? Postaw na rzadsze, ale dłuższe i bardziej konkretne posty. Lepszy jeden, ciekawy i przemyślany post niż dziesięć beznadziejnych. I pisz poprawnie! Nie ma nic bardziej odpychającego niż pokaleczona polszczyzna. Jeśli trzeba - kup słownik.

5. A co jeśli masz o czym pisać i chcesz jak najszybciej podzielić się tym ze światem? Dziel posty tematycznie. Dziś umieść przepis na rewelacyjną imprezową sałatkę, jutro napisz o nowym kosmetyku, który przyszło Ci testować i ciepłych skarpetach wydzierganych przez babcię. Unikaj mieszania tematów niczym ciasta na naleśniki. Twoim komentatorom w monotematycznym poście łatwiej się będzie odnaleźć i szczerze skomentować, nawiązując do tematu!

6. Niech to szlag, miałeś parę świetnych pomysłów, ale wyleciały Ci z głowy? To znak, że potrzebujesz notatnika. Pomysły zapisuj hasłami. Np. "urodziny siostry", "przepis na ciasto", "nowy krem do rąk". Daj sobie czas na dopracowanie postów. Inspiracji szukaj wszędzie, w telewizji, w gazecie, nawet w szkolnym podręczniku. A może przyśniło Ci się coś, co warto opisać? Baw się blogiem, zainteresuj innych.

7. Wiesz już jak pisać posty, wygląd Twojego bloga zachęca do czytania, ale wciąż mało osób wie o Twoim blogu? Tutaj w ruch idzie reklama.

Działania są dwa, w zależności od efektu jaki chcesz uzyskać.

Zależy Ci na ilości obserwatorów i liczbie odsłon? Na pierwszy ogień idą oczywiście wszelkie grupy na fejsbuku zrzeszające bloggerów różnej maści. Wrzuć tam link do swojego bloga i czekaj - na pewno znajdzie się ktoś, kto chętnie Cię odwiedzi, najczęśniej w zamian oczekując tego samego. Zareklamuj się również na zapytaj.onet.pl oraz bravo.pl. Jest tam dużo ciekawych ludzi, którzy równie chętnie zajrzą na Twój blog. Jeśli masz dużo wolnego czasu i lubisz nawiązywać głębsze znajomości, nie zapomnij odwiedzić też któregoś z pokoju Czaterii, poznasz fajnych ludzi i być może zyskasz nowych czytelników. Nie możesz również ominąć wszystkich rejestrów blogów, jakie znajdziesz.

Nie interesuje Cię liczba obserwatorów, stawiasz na rzetelnych czytelników, szczere komentarze i ciekawe znajomości? Szukaj blogów tematycznych, regularnie i wyczerpująco komentuj, NIE SPAMUJ, nie zapraszaj na siłę do siebie - czekaj. Jeśli Twój blog zainteresuje drugą osobę, na pewno go zaobserwuje. Wybierz jeden, góra dwa sprawdzone rejestry blogów, te najmniej popularne to po prostu zbiór linków metodą Ctrl + V, Enter.

8. Piszesz naprawdę ciekawie, wyświetleń niby też jest mnóstwo, ale wciąż narzekasz na brak komentarzy? Ludzie chcą zdjęć! Chcą czegoś, na co wystarczy spojrzeć i stwierdzić, czy im się podoba, czy nie. Chcą czasem odpocząć od czytania, myślenia, analizowania. Wrzuć na stronę parę zdjęć. Mogą być Twoje, Twojego psa czy widoku za oknem. Grunt, żeby były jasne, przejrzyste, kolorowe - jednym słowem ZACHĘCAJĄCE. I najlepiej, gdyby były Twojego autorstwa. To nie jest oczywiście konieczne, lecz przy dodawaniu zdjęć z Internetu pamiętaj o podaniu źródła lub autora zdjęć. Dla własnego spokoju.

9. Toleruj krytykę, nie chamstwo. Krytyka, oczywiście ta zdrowa, jest dobra. Pozwala zwrócić naszą uwagę na drobne niedociągnięcia, których nie zauważamy, daje szansę się poprawić, rozwinąć. Chamstwo zaś niszczy. Musisz wypracować sobie dystans do negatywnych komentarzy (zazwyczaj anonimowych...). Nie pozwól, by jakiś nudzący się dzieciak lub zazdrosna koleżanka pozbawiła Cię radości blogowania.

10. Czasem zrób sobie przerwę. Piszesz codziennie, ludzie Cię uwielbiają i wymagają od Ciebie coraz więcej. W głowie masz pustkę, nie masz weny, nie masz pomysłów. Daj sobie czas. Nie zawieszaj bloga, nie usuwaj. Odpocznij. Przez parę dni całkowicie zapomnij o blogu. Przeczytaj książkę, idź na spacer, do kina. Może poznasz kogoś, kto Cię zainspiruje? Może zrobisz recenzję obejrzanego filmu? Może zachęcisz do dyskusji na jakiś temat? Zdziwisz się, ile będziesz miał świeżych pomysłów na posty.

Jeśli uważasz poradnik za przydatny, proszę - podziel się ze mną swoją opinią! Obserwując mnie lub klikając "Lubię to!" na Facebooku sprawisz mi dodatkową przyjemność!

21.10.2014

FACEBOOK VS. RELATION...SHIT

Opowiem Wam teraz pewną anegdotę, która miała miejsce już całkiem dawno, ponad dwa lata temu. Znałam pewną parę, byli młodzi, piękni, zakochani. Cały świat stał przed nimi otworem. Wszystko układało się niemalże jak w bajce, aż do momentu, w którym między nimi pojawił się...

Zniszczył przyjaźń, miłość, zaufanie. Nie wierzyli sobie nawzajem. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, coś między nimi pękło. Czar zakochania prysnął. Ona płakała, a on się śmiał. Oszukiwał ją. Oszukiwał ją bardzo długo. Gdy w końcu zapytała go "Dlaczego?", usłyszała najbardziej absurdalną odpowiedź, jaką tylko mogła sobie wyobrazić -
"Bo nie ustawiłaś statusu w związku na fejsbuku, kochanie".

Po jakimś czasie próbowała wymazać z pamięci przykre wydarzenie i na siłę skleić to, czego skleić się już nie dało. Spojrzałam jej wtedy głęboko w oczy (mogłabym przysiąc, że wzrok miała tak pusty i nieobecny) i powiedziałam kilka pięknych i prawdziwych słów: Z czasem w Twoim życiu pojawi się ktoś, dzięki komu zrozumiesz, dlaczego z innym Ci nie wychodziło.

Zrozumiała. Uśmiechnęła się szeroko. Dziś jest szczęśliwa.


Tak się skończyła fejsbukowa farsa. Morał? Nie pozwól, by internet określał Twoje relacje z kimś, kogo kochasz. Jeśli dla Twojego faceta status na fejsbuku jest ważniejszy od tego, co Was łączy, to nie spodziewaj się, że będzie się o Ciebie troszczył bardziej, niż o swoje zwierzęta na Farmville. Naprawdę.

14.10.2014

DLACZEGO BLOGOWANIE SPRAWIA MI TYLE RADOŚCI?

Determinantem dzisiejszego postu jest pytanie "Dlaczego czuję tak nieodpartą potrzebę blogowania?", które w ostatnim czasie zadałam sobie chyba ze sto razy.

Powiem szczerze - nie pamiętam dokładnie w którym momencie zrodził się pomysł założenia pierwszego bloga od którego wszystko się zaczęło. Pojedyncze blogi zaczęłam przeglądać bodajże jeszcze w gimnazjum. Zacznę od tego, że - mimo iż wiele osób twierdzi inaczej - jestem osobą dość nieśmiałą. Zostałam wychowana tak, żeby nigdy nie wychylać się przed szereg. Cicha, zamknięta w sobie szara myszka. Od dziecka byłam nijaka, brzydka. Gdy miałam 13, może 14 lat wygląd stał się moją największą obsesją. Bardzo bolały mnie słowa krytyki i mimo że pewnie tego nie pokazywałam, często płakałam w poduszkę, wstydziłam się swojego wyglądu; miałam okropne kompleksy na punkcie odstających uszu, wielkiego jak burak nosa, krzywych zębów, byle jakich włosów. To były koszmarne lata, w których z dnia na dzień zamykałam się w sobie jeszcze bardziej, pod lawiną wyzwisk i śmiechu starszych kolegów. Czułam się paskudnie. Trwałam w tej nieszczęsnej skorupie parę ładnych lat...

Aż pewnego dnia dorosłam. Obrałam inne, nowe piorytety. Nie mogę powiedzieć, że wygląd przestał być dla mnie ważny, bo chyba nigdy się tak nie stanie; mimo wszystko jestem dziewczyną, a dziewczyny zawsze zwracają na to uwagę. Ale wygląd przestał być najważniejszy. Pewnego dnia zwyczajnie przestałam obsesyjnie martwić się o to, jak wyglądam. Kompleksy nie zatruwają mi już życia tak jak kiedyś. I to między innymi blog pozwolił mi nabrać pewności siebie i dystansu do swojej osoby. Po kilku latach śledzenia blogerek zauważyłam, że nikt, dosłownie nikt nie jest idealny, a najbardziej uwielbiane są osoby, które... są sobą. W dodatku najwięcej przykrości sprawiają nam ci, którzy sami mają masę kompleksów i wylewając na nas wiadra pomyj, chcą je tak jakby pomniejszyć. Ponad dwa lata temu jeszcze bym o tym nie mówiła. Dziś się z tego śmieję. Wiem, że jeszcze dużo wody w rzece upłynie zanim zaakceptuję siebie w pełni, ale jestem na dobrej drodze. I bez mrugnięcia okiem, z głową wysoko uniesioną do góry, patrzę w te twarze, które niegdyś były dla mnie pełne pogardy. Dziś to ja triumfuję.

I życzę każdej z Was, udręczonej kompleksami czy wyśmiewanej, znalezienia się w tym momencie życia, w którym powiecie "Mam Was gdzieś, szydzę z Was. Czuję się dobrze sama ze sobą".



12.10.2014

DO TRZECH RAZY SZTUKA, MÓWIĄ

Wygląda znajomo?
Blog, który właśnie odwiedzacie, nie jest moim pierwszym blogiem, o czym zapewne wiecie, bo nie trafiliście tu zupełnie przypadkiem. Przede mną długa droga do odbudowania mojego małego "blogowego światka", dlatego proszę Was o wyrozumiałość i masę cierpliwości.

Kto, co?
Dla tych, którzy jeszcze mnie nie znają lub kompletnie mnie nie pamiętają, napiszę o sobie kilka słów. Mam na imię Asia, w kwietniu skończyłam 21 lat. Mniej więcej od półtora roku mieszkam w miasteczku o wdzięcznej nazwie Erica, w prowincji Drenthe, w północno-wschodniej części Holandii. Za kilkanaście tygodni zostanę mamą naszego wyczekiwanego chłopczyka.

Czego możecie się tutaj spodziewać?
Poradników, przepisów i anegdot, przeplecionych luźnymi postami o tym, co aktualnie chodzi mi po głowie, z czym się zgadzam i przed czym ostrzegam.

Od czasu do czasu pojawiać się będą również posty publikowane już na moim poprzednim blogu - nie ukrywam, że włożyłam w nie sporo czasu i serca i mam do nich pewien sentyment.

Pytania, sugestie?
Jest jakiś temat, który według Was powinnam poruszyć na blogu, macie jakieś pytania, wątpliwości? A może chcecie zasugerować zmiany na stronie? Komentarze i e-maile zawsze mile widziane! Mój adres internetowej skrzynki pocztowej to pyskara_blog@interia.pl!



Zachęcam Was również do kliknięcia "Lubię to!" na Facebooku!
Bądźcie ze mną na bieżąco!