O dzisiejszy post zadbała i naskrobała dla Was sympatyczna Marta z bloga Świat z perspektywy brunetki. Przeczytajcie koniecznie!
Godzina 7.00, moich uszu dobiega niezidentyfikowany dźwięk, w którym parę chwil później rozpoznaję sygnał budzika. Półprzytomna znajduję swój telefon i ustawiam pół godziny drzemki. Pół godziny jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło a ja nie mam żadnych pilnych obowiązków. Poza tym sen to zdrowie.
Gdy w końcu udaje mi się wstać i odrobinę dojść do siebie spoglądam na listę rzeczy do zrobienia, którą przygotowałam na dzisiejszy dzień:
- podlać kwiaty
- uzupełnić notatki z zajęć
- odpisać na zaległe wiadomości na Facebooku
- zrobić zakupy
- napisać coś na bloga
- umówić się na wizytę u stomatologa.
Lista rzeczy do zrobienia to bardzo przydatna rzecz. Pozwala zorganizować czas tak, że człowiek nie łazi bezmyślnie po domu i nie zastanawia się, od czego by tu zacząć. Tylko co z tego, skoro połowa zadań na mojej liście miała być zrobiona “na wczoraj” a ja wciąż je przepisuję z jednego dnia na drugi? Postanawiam, że dzisiaj będzie inaczej i że zrobię wszystko, co sobie zaplanowałam.
Zaczynam od najprzyjemniejszej rzeczy: loguję się na fejsa i odpisuję znajomym, którzy pofatygowali się, żeby zapytać co u mnie słychać. Nie popełnię kolejny raz błędu z przeszłości, kiedy to wysyłałam w lutym podziękowania za życzenia noworoczne. I tym razem Facebook zabiera mi więcej czasu niż bym chciała. Ponownie spoglądam na listę, dalsze zadania nie wyglądają już tak zachęcająco...
Mimo wiatru i mrozu decyduję się iść na zakupy - lodówka i tak świeci pustkami, więc zakupy to warunek konieczny, abym nie umarła z głodu. Gdy wreszcie wracam zziębnięta, delektuję się gorącą herbatą i zastanawiam co dalej. Może telefon do stomatologa? E, nie. Zadzwonię jutro, nie ma pośpiechu, przecież zęby mnie nie bolą, a wizyta u dentysty to coś, czego chciałabym unikać najdłużej jak się da. Postanawiam napisać coś na bloga. Z racji, że dawno nie pisałam jakiegokolwiek tekstu, idzie mi to opornie. W dodatku z biurka uśmiecha się do mnie nowiutki trzytomowy egzemplarz “Władcy Pierścieni”, który dostałam na święta. Nie mogę oprzeć się pokusie, zostawiam pracę nad nowym postem w połowie i zatapiam się w dziejach Śródziemia.
Notatki pożyczone od koleżanki leżą gdzieś pod biurkiem zakurzone i zapomniane, kwiaty błagają o kroplę wody, a tekst na bloga? No cóż, czytelnicy znowu będą musieli poczekać...
Kolejny raz połowę niezrobionych rzeczy odkładam na następny dzień. Naprawdę staram się walczyć z własnym lenistwem, ale przecież “robota nie zając...” a odkładania wszystkiego na później bardzo ciężko jest się oduczyć z dnia na dzień.
Pozdrawiam, Marta z bloga Świat z perspektywy brunetki
Tekst Ci się spodobał? Zajrzyj do Marty i zostań z nią na dłużej!
Ano, od czasów gimnazjum wiele się zmieniło... jakoś jednak to szybko minęło i chociaż za nic nie chciałabym wrócić tam, to zyskana wolność związana z opuszczeniem tej szkoły czasami jest jednak trochę ciężka. W szkole denerwują apodyktyczni nauczyciele i natłok lekcji, ale z drugiej strony jest czas na plany, marzenia o tym "co będzie kiedy...", rozważanie najlepszych możliwych opcji na przyszłość, etc. Teraz nadszedł czas wcielania w życie i sprawdzania czy nasze nastoletnie wizje rzeczywiście były takie wspaniałe. Ale wiesz, nie zamieniłabym możliwości (w miarę) swobodnego decydowania o sobie związanego z odpowiedzialnością za moje czyny na dyktando nauczycieli czy szkolnych gwiazd ;) Nadal można czytać książki i planować kolorową przyszłość, a dodatkowo - realizować ją już teraz, nie tylko odkładać na później ^^
OdpowiedzUsuńSkąd ja znam ten brak organizacji :/ Zauważyłam,że im mam więcej czasu na zrobienie tego co muszę tym rzadziej to robię,a jeśli mam mało czasu (po powrocie z pracy np.) to nadrabiam za cały tydzień ;) Najwyższa pora wziąć się za siebie!
OdpowiedzUsuńLecę zajrzeć do Marty,a Ciebie pozdrawiam serdecznie ;*
Coś o tym wiem ale ze mną nie jest chyba aż tak źle. ;)
OdpowiedzUsuńYes, I follow you on gfc #35, follow back?
OdpowiedzUsuńhttp://www.itsmetijana.blogspot.com/
też czasem tak mam, chociaż ostatnio zdecydowanie zbyt dużo rzeczy odkładam na później i zaczęłam powoli z tym walczyć. ciężko jednak przestawić się z dnia na dzień (chociaż jest to moja ulubiona metoda), więc tutaj robię małe kroczki i z każdego kolejnego cieszę się szalenie. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Ja zawsze muszę pisać listę rzeczy do zrobienia, bez niej ani rusz ;P obserwuję :)
OdpowiedzUsuńNauczycieli i mundurka zdecydowanie mi nie brakuje, tak jak bezsensownych reguł i nakazów. Nie możesz przebywać w szatni w czasie przerwy, nie możesz nosić tego, nie możesz chować się przed nieprzyjemną pogodą w bibliotece. Nie, nie zamieniłabym dzisiejszego poczucia bycia odpowiedzialną za siebie na tamto. Nie chciałabym, żeby znowu ktoś próbował mnie tak bardzo kontrolować. Chociaż, kiedy byłam na praktykach w podstawówce w Łunawach, pani dyrektor już po rozpoczęciu zajęć powiedziała mi, że kolczyki wyjąć, tatuaż zakryć długim rękawem (był ciepły wrzesień, jakoś 20+ stopni), ramiona też zakryć i dekolt brońcie wszyscy święci. O tak, wtedy poczułam się znowu jak uczennica i cieszyłam się, kiedy praktyki się skończyły :) Może nie możesz odwołać się do "siły wyższej" jaką są rodzice, ale przecież nadal ich masz, a także inną rodzinę, innych bliskich ludzi, którzy chociaż nie wezmą za Ciebie odpowiedzialności, to z pewnością wspomogą w trudnych sprawach. I to chyba jest lepsze.
OdpowiedzUsuńhey there my dear :) cool post !its pretty!
OdpowiedzUsuńVisit my pages if you like and maybe you would like to follow each other? let me know and leave me your links aswell
My Blog|Facebook | Bloglovin| Headers I made
Cieszę się, że trafiłem u Ciebie akurat na ten post. Zainspirowałaś mnie do tego, bym napisał na swoim blogu o tym, jak radzić sobie z organizacją i samym sobą ;) Co do listy, jest to świetny sposób, ale najpierw trzeba przejąć nad sobą stery żeby móc zrealizować plan dnia.
OdpowiedzUsuńna prawdę świetny post! :) tak miło się go czyta :)
OdpowiedzUsuń